- #podcastwięcej artykułów z tagiem:#podcast
Jak radzić sobie z konkurencją na początku drogi biznesowej?
Konkurencja w biznesie - czy zawsze wiąże się z rywalizacją? Gdzie jest granica między inspiracją a kopiowaniem? Jak znaleźć swój wyróżnik i jak wycenić swoje produkty? To tylko część pytań, które Dorota Sierakowska zadała Kamili Kalińczak w kolejnym odcinku naszego podcastu Rozmowy o biznesie.
Kamila Kalińczak - założycielka marki ĄĘ. Dziennikarka, lektorka, trenerka wystąpień publicznych, przedsiębiorczyni. Co roku występuje przed publicznością około dwustu razy. Oprócz tego udziela wywiadów, regularnie gości w Dzień Dobry TVN, nagrywa audycje, prowadzi eventy, rozdania nagród, gale i szkolenia.
Dorota Sierakowska - finansistka, inwestorka, edukatorka, założycielka Girls Money Club. Pomaga kobietom skutecznie i ambitnie zarządzać pieniędzmi na drodze do wolności finansowej.
Posłuchaj tej wyjątkowej i inspirującej rozmowy.
Rozdziały:
-
0:18Konkurencja - czy zawsze musi wiązać się z rywalizacją?
-
03:24Inspiracja a kopiowanie
-
10:16Co może wpływać na wybór firmy przez klienta?
-
12:48Jak znaleźć swój wyróżnik w biznesie?
-
14:13Kod promocyjny - załóż działalność na Firmove.pl
-
18:00Co wyróżnia ĄĘ?
-
22:53Wycena produktów - czy etyczne podejście się opłaca?
-
27:00Czy konkurencyjna cena to zawsze przepis na sukces?
-
29:44Urząd patentowy, certyfikaty produktów i inne formalności
-
31:44Początki ĄĘ, czyli finansowanie produktu - jak zrobić to z głową
-
38:05Czy rozpoznawalność medialna pomogła w rozkręceniu ĄĘ?
-
45:40Własny biznes a kwestie formalne
-
56:18Czy konkurencja hejtuje i jak sobie radzić z obraźliwymi komentarzami?
-
01:03:08Najważniejsze wskazówki dla osób, które chcą założyć firmę
[MUZYKA]
- Kamila Kalińczak dziś jest moją gościnią w studio. Kamilo, witam cię serdecznie.
- Dzień dobry, bardzo mi miło. A porozmawiamy dzisiaj nie tylko o ĄĘ, dlatego że prowadzisz różne firmy.
- Czym jest dla ciebie konkurencja?
- Przyznam szczerze, że o konkurencji... Nad konkurencją w ogóle zaczęłam jakoś tak więcej myśleć od momentu naszego spotkania, kiedy spotkałyśmy się, żeby porozmawiać o tym, o czym możemy dzisiaj porozmawiać. I zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego ja o tej konkurencji, prowadząc swoją firmę, czy firmy, nigdy jakoś tak specjalnie dużo nie myślałam. I już wiem dlaczego. Musiałam sięgnąć do PWN i do definicji konkurencji. I w definicji konkurencji jest od razu zaszyta rywalizacja. Ja nie mam genu rywalizacji. I chyba dlatego nigdy o osobach, które robią czy w przestrzeni publicznej, czy w przestrzeni medialnej to co ja - nie myślałam w kontekście konkurencji, mimo że pewnie w związku z tą definicją gdzieś tam mamy ze sobą coś wspólnego. ĄĘ to nie tylko cykl quizów o poprawności językowej na Instagramie. To firma stojąca na trzech bardzo stabilnych filarach. Przede wszystkim ĄĘ jest firmą szkoleniową, to znaczy prowadzę szkolenia. Z komunikacji, z autoprezentacji, z języka włączającego bądź niewykluczającego, jak będziemy chcieli o nim mówić. Po drugie to wydawnictwo produktów edukacyjnych, więc taka sprzedaż detaliczna. Robimy gry planszowe. No a po trzecie to wszystko to, co związane jest z Instagramem i faktycznie w strukturze przychodów czy zysków wręcz firmy, no jest to duży kawałek tortu. I dla mnie ten Instagram stał się taką trampoliną do tego, żeby te firmy prowadzić tak na poważnie, dlatego że dał mi popularność w ciągu roku, której nie dały mi przez 15 lat media tradycyjne, z którymi byłam związana.
- No właśnie, bo ten Instagram wcale nie był pierwszy, prawda? On się pojawił dopiero po jakimś czasie w ogóle prowadzenia przez ciebie biznesu.
- Tak, dlatego że od zawsze prowadziłam szkolenia. Szkolenie „Jak mówić, żeby nas słuchano", czyli to flagowe szkolenie, które mam w ofercie, skończyło w tym roku 17 lat i po raz pierwszy zostało zaprezentowane grupie dziennikarzy. Radia Zet Gold, która dzisiaj już nie istnieje, ta sieć nazywa się teraz inaczej, to była taka sieć ponadregionalna, stacji należących do Eurozetu, w którym to Eurozecie ja pracowałam jako prezenterka wiadomości Radia Zet, ale też szefowa newsroomów Chili Zet i Planety FM. I faktycznie wtedy poproszono mnie o zrobienie takiego szkolenia, więc ono z myślą o dziennikarzach powstało. No i tak robiłam te szkolenia, jak ktoś przyszedł, upomniał się, zapytał, ale nie na szeroką skalę. I dopiero ten Instagram, który spowodował, że ludzie zaczęli się przyglądać mojej działalności związanej z obszarem języka i tymi ciekawostkami językowymi, tą poprawnością językową, że się świat mną zainteresował. I wtedy miałam też taką platformę do promocji swoich treści. Natomiast jak myślę sobie o tym, jak bardzo intuicyjnie to wszystko się stało, jak bardzo bez planu i jak te naczynia gdzieś tam się połączyły i jedno wynikło z drugiego, no to naprawdę bardzo się cieszę, że ten los gdzieś tam nade mną czuwał w tym wątku biznesowym. I popchnął cię w stronę mediów społecznościowych, które okazały się spektakularnym sukcesem można powiedzieć.
- No właśnie wspomniałeś o tym, że świat cię zauważył, że nie zwracałaś uwagi na konkurencję, no ale konkurencja zwraca uwagę na ciebie. Czy ludzie kopiują ĄĘ?
- Był taki przykry moment, kiedy ĄĘ stało się cyklem, o którym ludzie mówią. Stało się cyklem udostępnianym. Był ogromny stały przyrost osób obserwujących na moim profilu i zaczęły się pojawiać tego typu rzeczy. Wiesz, tak mówię tego typu, ale prawda jest taka, że tam niektórzy twórcy czy niektóre twórczynie to kopiowali w zasadzie wszystko. To znaczy, jeżeli w ĄĘ było pięć pytań w danej kolejności, to u nich też się pojawiały w danej kolejności te same pytania. Dla niepoznaki na przykład w poniedziałek i piątek, prawda, albo w środę i piątek. No bo ja założyłam, że wtorek i czwartek, dzisiaj słyszę o tym, czy czytam o tym, że w mediach społecznościowych kluczem do sukcesu jest taka sukcesywność i cykliczność. To też nie było coś, co ja przeczytałam i po prostu się tej zasadzie poddałam, tylko musiałam wymyślić sobie wtorek i czwartek, bo wtedy ja miałam czas. Więc wtorek i czwartek ja jestem kujonką. Jak trzeba coś zrobić, to to robię. Jak mam plan, no to robię według planu. No i to też zostało zauważone, więc jak ktoś robił cykle, to też robił dwa razy w tygodniu. No właśnie tak jak mówię, poniedziałek, środa, poniedziałek, piątek. Więc tak, ĄĘ było kopiowane w taki wręcz bardzo nieelegancki sposób, bo rozumiem, że ktoś może się zainspirować i pomyśleć: „A, robi quizy, ja znam język francuski, czy znam język angielski, będę robić z tego obszaru", bo to też jest fajna rzecz. Przecież wspierajmy się nawzajem. I taki rodzaj inspiracji bardzo szanuję, chętnie udostępniam też takie konta, bo uważam, że zasięgami trzeba się dzielić. Mnie też ktoś kiedyś polecał, mnie też ktoś kiedyś udostępniał. I ja teraz bardzo dbam o to, żeby oddać światu. To, co mi kiedyś ten świat przyniósł. Więc bardzo chętnie, jak znajduje jakiegoś twórcę, na przykład Adam Mirek, którego uwielbiam, z którym też współpracujemy, zrobiliśmy grę planszową. Przyszliśmy do niego, bo się pięknie rozwija i mówimy: „Zróbmy coś razem. My robimy gry planszowe, a ty uczysz ludzi, dzieci w zasadzie, te młodsze grupy wiekowe, biologii. No to nauczmy razem". Teraz jest kolejna twórczyni... Nie będę może zdradzać za dużo, ale też której się przyglądam od dawna, bardzo cenię jej pracę, pięknie się rozwija i też zaproponowaliśmy jej współpracę. Z Ola Pakułą, która uczy etykiety, zrobiliśmy również karciankę. Więc uważam, że w ten sposób naprawdę trzeba te swoje zasięgi gdzieś tam oddawać i w ten sposób bardzo chętnie. Ale tak, jeżeli ktoś kopiuje bezrefleksyjnie, to uważam, że jest to po prostu zwyczajnie nieeleganckie, zwłaszcza, że pochodzę ze środowiska mediów, ze środowiska dziennikarskiego. Nas się uczy o prawach cytatu, o tym, co możesz zacytować, a kiedy to jest ściąganie. Dziwi mnie to, że na przykład... Przede wszystkim słowo plagiat przecież funkcjonuje jako nawet takie pojęcie prawne. Ale ja dziwię się na przykład, bo widzę często bardzo na wielu platformach w mediach społecznościowych twórców, którzy biorą nie swoje filmy i publikują jako swoje rolki, tylko na przykład jeszcze potrafią znak wodny tam jakiś wstawić, że niby to jest moja treść. No to jest przecież skrajnie nieetyczne. Ale może błędem jest to, że nas się po prostu nie uczy, czym jest prawo prasowe, czym jest prawo autorskie i jak to wszystko powinno wyglądać. W każdym razie jeszcze wracając do twórców i twórczyń. Z językiem polskim związanych jest wiele kont na Instagramie. Moja ta przestrzeń to Instagram, więc do tego będę się odnosić i ja te konta uwielbiam. Wszystkie je albo te, które znam przynajmniej, pewnie nie wszystkie. Obserwuję, bardzo chętnie je udostępniam, bardzo chętnie podaję te treści dalej i my się z tymi twórcami znamy prywatnie. I to jest absolutnie wspaniałe, że nie traktujemy siebie jako taką konkurencję, która może być nieprzyjemna czy z powodu tej rywalizacji może powodować, że się gdzieś tam zamykasz. Mimo, że można by nas nazwać dla siebie nawzajem konkurencją, my się wspieramy, dzwonimy do siebie w trudnych chwilach, bo kto mnie zrozumie lepiej w sytuacji, w której np. ktoś się do mnie przyczepi gdzieś tam na Instagramie. Wiem, że nie ma racji, robi to w sposób nieelegancki, nieetyczny i tak dalej niż Paulina Mikuła, która już to przeszła, niż Maciek Makselon, który to przeszedł, niż Mateusz Adamczyk. Więc my potrzebujemy do siebie raz na jakiś czas zadzwonić i to się cały czas dzieje i po prostu te sprawy przegadać. Natomiast czy jesteśmy konkurencją? Moim zdaniem nie. Moim zdaniem po prostu zajmujemy się tym samym obszarem tematycznym. Paulina jest królową YouTube'a. Ona tam ponad 10 lat wrzuca filmy i one są do dzisiaj przecież w wynikach wyszukiwania na bieżąco. Maciek Makselon jest doskonałym felietonistą. Jego wpisy mają kształt takich felietonów, które ja uważam, że trzeba by kiedyś zebrać i wydać w formie książki. Mateusz Adamczyk jako doktorant Uniwersytetu Warszawskiego i członek Rady Języka Polskiego ma z kolei taką analityczną, bardzo źródłową wiedzę i też pięknie opisuje różnego rodzaju zjawiska. A ĄĘ zna swoje miejsce w szeregu. Jest bardzo popowe. ĄĘ jest proste. ĄĘ jest o tym, jak zapisać „na co dzień". Jest użytkowe. Wynika z takiego hobbystycznego podejścia do języka polskiego i poprawności językowej, więc tak podchodzę do konkurencji, że powinniśmy od siebie nawzajem czerpać, że powinniśmy szanować swoją pracę, nie ściągać od siebie, nie za bardzo się inspirować też, więc może czasami nie zaglądać albo zaglądać po jakimś czasie.
- O to miałam spytać, czy w ogóle zaglądasz na profile, które są podobne do ciebie, czy wręcz starasz się unikać albo nie zaglądać na te profile właśnie po to, żeby się za bardzo nie zainspirować?
- Staram się nie zaglądać. W przypadku np. YouTube'a, którego tak jak powiedziałam królową jest Paulina Mikuła, to zdałam sobie w pewnym momencie sprawę z tego, że w zasadzie każde zagadnienie, które ja poruszam, ona już kiedyś poruszyła, bo tych filmów tam są setki, więc nie zaglądam po to, żeby np. nie zasugerować się jakimś skojarzeniem. Na koniec, jak się okazuje i tak i tak czasami wpadamy na to samo, ale mam przynajmniej to poczucie, że nie ściągnęłam tego, tylko po prostu gdzieś tam nasz tok myślenia w przypadku tego konkretnego zagadnienia był podobny i zaprowadził nas do tego samego miejsca. Co się często zdarza, ja to u siebie też widzę w wątkach finansowych, inwestycyjnych, że po prostu czasem o czymś jest głośno i naturalnie to nam przychodzi do głowy.
- Ale wróćmy jeszcze do kwestii twojej firmy szkoleniowej, czyli tej odnogi szkoleniowej twojego biznesu, bo tam może się wydawać, że taka konkurencja może być bardziej zażarta, prawda czy fałsz?
- Znowu nie odczuwam tego, ale może to wynika z tego, że tak jak wspomniałam nie mam w sobie genu rywalizacji. I wiesz, powiem ci, że jeżeli jestem losowi za coś szczególnie wdzięczna, to za to, że tego genu nie mam, bo to pozwala mi się naprawdę cieszyć tym, że inni odnoszą sukcesy. Naprawdę mam taką w sobie dziecięcą radość. Lubię do ludzi pisać, że widzę jak się rozwijają, że im gratuluję. Jakiejś nagrody czy czegoś w tym stylu. Wydaje mi się, że to jest takie moje po prostu indywidualne podejście. Nie odczuwam tego na zasadzie konkurencji. Natomiast faktycznie jest tak, że kiedy agencja czy jakaś firma chce zorganizować szkolenie, wysyła zapytania do różnych szkoleniowców i znowu - kogoś musi wybrać i teraz pewnie cena będzie miała znaczenie, pewnie doświadczenie będzie miało znaczenie, pewnie charyzma będzie miała znaczenie, bo tak to już jest, że każdy z nas jest lubiany i nielubiany. Każdy z nas jest denerwujący dla kogoś i nie denerwujący dla innego zespołu ludzi. No i jeżeli trafisz na kogoś, kto podejmuje decyzję w sprawie szkolenia i ten ktoś powinien, a on nam nie denerwuje, a nie znam mnie nawet, no to nie zatrudni mnie. No więc czasem po prostu taka maniera, z którą się wypowiadamy wystarczy, żeby ktoś nas nie lubił. Oczywiście tak czysto wirtualnie, no ale chociażby z tej przyczyny nie będziemy pasować do projektu. Ale na tej podstawie już może podjąć właśnie decyzję, że cię nie zechce zatrudnić i znowu nie biorę tego personalnie. Nie jestem zupą pomidorową. Niestety, żeby mnie wszyscy lubili. A też w przypadku zupy pomidorowej można się pokłócić o to czy z ryżem, czy jednak z makaronem, więc ta rywalizacja, ja tak jak mówię, nie obserwuję jej na co dzień. Nie czuję, żebym miała z nią do czynienia. Natomiast jestem świadoma, że jeżeli klient mówi, że dziękujemy bardzo za przesłanie oferty, co rzadką jest praktyką, żeby informował, że zwalnia termin. Dziękujemy za przesłanie oferty. Tym razem zdecydowaliśmy się na kogoś innego. No to rozumiem, że ta konkurencja, chciałam powiedzieć wygrała, ale to znowu będzie taka Nomenklatura charakterystyczna dla rywalizacji i walki, więc bez sensu. Ale właśnie o to mi chodzi. Wspomniałeś o tym, że każda osoba jest trochę inna. Można nas lubić, można nie lubić. Możemy kogoś irytować lub nie. I to się wiąże z poszukiwaniem tego swojego wyróżnika, no bo wiele osób rezygnuje na przykład z zakładania swojego biznesu albo z pojawienia się w mediach społecznościowych właśnie dlatego, że obawia się konkurencji. Można pomyśleć, że już wszystko było wymyślone, że już wszystko jest robione przez kogoś innego, więc cóż ja mam tutaj jeszcze do roboty.
- Co byś poradziła osobom, które są w takiej sytuacji i które poszukują tego swojego wyróżnika? Jak ten wyróżnik znaleźć?
- Jeżeli ten biznes miałby się w jakiejś mierze opierać na obecności w mediach społecznościowych, powiedziałabym proszę robić, proszę bać się, bo rozumiem, że Państwo się boją, ja też się bałam, wszyscy się boją. Proszę się bać i i tak robić swoje, bo ja odwrócę tę kwestię. Uważam, że media społecznościowe to jest najbardziej demokratyczne narzędzie świata. Każdy może tam być. Możesz coś potrafić, możesz nie potrafić. Dla wszystkich jest miejsce. Tam się zmieszczą wszyscy. Więc jeżeli ktoś mi powie, że tam już wszystko było, to ja będę kontrować i mogę mówić, ale tam...
- Nie ma ciebie.
- Nie ma ciebie, a liczba miejsc nie jest ograniczona. Więc może powinnam powiedzieć, że jedynie nas blokuje liczba ludzi na świecie i tylko tyle.
- [Kod promocyjny - załóż działalność na Firmove.pl] Przerywamy rozmowę dosłownie na chwilę, bo mamy dla Was coś specjalnego od Firmove.pl. Teraz, jeśli założysz działalność na Firmove.pl samodzielnie lub ze wsparciem księgowej z kodem PODCAST dostaniesz voucher na zakupy online. Szczegóły znajdziesz w opisie odcinka i w regulaminie. Brzmi dobrze, prawda? No to leci, zakładaj firmę. Tylko pamiętaj, liczba voucherów jest ograniczona.
- Jeżeli szukamy wyróżnika, oczywiście na pewno na szkoleniach mówi się o tym, żeby znaleźć to, co cię wyróżnia. Ja nie szukałam tego. Po prostu zaczęłam robić to, co sprawiało mi radość i co wydawało mi się, że może zaciekawić inne osoby, to znaczy zajęłam się polszczyzną. Natomiast co mnie wyróżnia? To, że ja to ja. Warto być sobą, bo wszyscy inni są zajęci. Nie warto udawać, bo naprawdę mam wrażenie, że ludzie mają niesamowity radar na taki fałsz i widzą kiedy się zagrywamy, kiedy coś udajemy. Najbardziej lubię takie opowieści osób działających w sieci. Nie no ja jestem taki autentyczny, prawda? Autentyczność jest podstawą, po czym widzimy zdjęcie jak reklamuje patelnię, siedząc niemalże w zlewozmywaku. Tak robisz na co dzień autentycznie? Jajecznice? No nie. To nie jest autentyczne. Możemy sobie opowiadać, że to jest autentyczne, ale myślę, że ludzie gdzieś tam to wyczuwają. To, o czym ja pomyślałam, zaczynając działalność w mediach społecznościowych, to, że moim wyróżnikiem jest głos. Z głosu byłam znana. Mój głos był rozpoznawalny. No więc stwierdziłam, że muszę wybrać spośród zdjęć tych filmików. Wtedy właśnie quizy dopiero wchodziły, jeszcze ankiet. Te formy, które ten głos wykorzysta, więc zdjęcia odpadały. Zdjęcia się u mnie nie klikają w ogóle. Mogę wrzucać najpiękniejsze zdjęcia świata. Moi odbiorcy na to nie czekają. Oni czekają na to, aż się do nich odezwę. To jest ważne, żeby też podkreślić, że te zdjęcia i ta obecność w mediach społecznościowych nie musi być też taka przepiękna. W sensie nie zawsze to piękno przyciąga, właśnie czasem autentyczność albo coś innego. Ja wręcz uważam, że mój profil jest brzydki. Tam zawsze są niedoświetlone filmiki.
- Ja bym polemizowała z tym akurat.
- Nie mam profesjonalnego sprzętu. Wszystko nagrywam telefonem z przodu i w ogóle na takim małym stojaku. Ale wygląda na to, że moim odbiorcom nie chodzi o to, żeby to było piękne, tylko my rozmawiamy o ciekawostkach językowych i oni przyszli po to. Natomiast widzisz, ja do tego wszystkiego gdzieś tam dochodziłam intuicyjnie. Wiedziałam, że chcę nagrywać filmiki, a nie robić zdjęcia. Ale są przecież profile, które sama oglądam dla zdjęć, bo są takie estetyczne, takie piękne, jakoś mnie to inspiruje...
- Podróżnicze.
- Oczywiście, że tak. Więc bardzo chętnie takie oglądam. I znowu widzisz, odnosząc się jeszcze do konkurencji, ja nagrywam filmiki na Instagramie. Krótka forma została, się śmieję, zawsze stworzona dla mnie, no bo radiowcy, im trudno jest napisać coś dłuższego. Radiowcom, newsowcom. My raczej kondensujemy. Jest takie powiedzenie, że jak coś można powiedzieć w czterech zdaniach, my mówimy w dwóch i pół. Więc jak pojawiły się rolki minutowe, no to to było narzędzie dla mnie. Paulina Mikuła znalazła się w długich filmach na YouTubie. Pani od feminatywów w postaci zdjęć przekazuje swoją wiedzę, bo robi te karuzelę niemerytoryczne, z treściami merytorycznymi, a Maciek Makselon używa opisów. Więc znowu, ile osób, tyle pomysłów i każdy jest dobry. Każdy znajduje swoją rzeszę odbiorców. Więc szukajmy. Szukajmy tego, w czym czujemy się najlepiej. Szukajmy tego, co się sprawdza. Wiesz, no taka rzecz, która znowu podobno jest moim wyróżnikiem. No tak, jest moim wyróżnikiem, ale znowu przyszła intuicyjnie. Ja nie jestem z moimi obserwującymi na ty. Zwracam się do nich per Państwo. Nie dlatego, że zrobiłam sobie arkusz z tym, jaka mam być i będę tworzyć dystans i będę taka "ąę" nomen omen. Nie, w ogóle nie tak było. Po prostu pochodzę z telewizji i tam zwracamy się do widzów per Państwo. Nie jesteśmy z nimi na ty. Więc kiedy zaczęłam nagrywać filmiki, no nie znam ludzi, no to jak mam mówić do nich na ty? I zdarzało się na początku, zresztą powiedział mi to mój bardzo dobry znajomy, że rozmawiał kiedyś ze swoim znajomym na temat ĄĘ. Mówi „to się nie ma w ogóle szansy udać. Zwracasz się do tych ludzi nie na ty. To przecież w internecie nie ma szans". No ale gdzieś tam ta konsekwencja zachowana została zauważona i jest teraz doceniana przez odbiorców. Na początku zdarzało się, że ktoś kto był nowy na moim profilu pytał „ale dlaczego, przecież wszyscy jesteśmy w internecie na ty? Przecież tak mówi netykieta". Ja nie jestem wszyscy, a poza tym polecam zauważyć czym jest netykieta. To jest takie hasło, na które wiele osób się powołuje, ale gdyby poczytali czym to jest i jakie są zasady tego, to myślę, że już nigdy więcej tego argumentu by nie użyli. Więc odsyłam, odsyłam.
- Ta specyficzna forma zwracania się może w sumie też być jednym z takich wyróżników, zwłaszcza właśnie w świecie, w którym wszyscy jesteśmy na ty, czy też wszyscy są na ty. Ale to nie jest jedyna nietypowa rzecz, która dotyczy twojej obecności. Czy to w mediach społecznościowych, czy to w biznesie ogólnie? No bo na przykład nie konkurujesz ceną.
- Tak, to prawda. W wydawnictwie mamy taką zasadę, że nie udzielam rabatów, ale w zasadzie w szkoleniach też. Moje szkolenia mają stałą stawkę. Każdy dostaje taką samą cenę. Teraz był taki duży przeterg, kilkanaście agencji w nim startowało. Wszyscy przychodzili do mnie z prośbą o ofertę, bo klient mnie sobie gdzieś tam wybrał. Wszyscy dostawali taką samą stawkę. To szkolenie zawsze kosztuje tyle samo. Ok, to w Szczecinie będzie nieco droższe niż to w Warszawie. Ale jak się pewnie domyślasz, czynnikiem, który wpłynie na podwyższenie ceny szkolenia w Szczecinie będzie kwestia dojazdu i ewentualnego noclegu. Więc tak, moje szkolenia mają stałą stawkę i podobnie produkty w wydawnictwie, znaczy gry planszowe. Jeżeli kupisz grę planszową u mnie dzisiaj albo w czarny piątek, czyli w święto rabatów albo przed świętami, zapłacisz tyle samo. I to wynika znowu intuicyjnie z bardzo prostej rzeczy. Bardzo mnie osobiście irytowało to, że kupuję jakiś produkt i on za chwilę jest tańszy od 20%. Wiesz, ja się trochę czuję jak frajerka wtedy i myślę sobie, no jak to? Nie chciałam wprowadzać nerwowej atmosfery wokół tych swoich produktów, a poza tym no ta cena z czegoś wynika. Ja pamiętam, kiedy początkowo jeszcze nie umiałam tak może wyceniać swojej pracy, dopiero gdzieś tam do tego dochodziłam, nigdy nie zdarzyło mi się zawyżyć ceny czy produktu, czy szkolenia po to, żeby w trakcie negocjacji jednak trochę zejść. Nie. Zawsze było dla mnie wartością to, że moje warunki brzegowe, mówiąc nomenklaturą z dziedziny negocjacji, to były te, które ja chcę osiągnąć i nie udzielę ci rabatu, ale też nie będę podwyższać i sztucznie pompować tej ceny. Więc faktycznie nie udzielamy rabatów, jesteśmy z tego dumni. Początkowo to też było takie, no ale jak to, no nie będzie rabatu na czarny piątek? Nie będzie, ale za to ta cena będzie utrzymana. Więc oczywiście w związku z tym, że też cen nie podwyższamy, bo to działa w dwie strony, nie obniżamy cen, ale też nie podwyższamy, nawet jeżeli drukarnia podwyższa nam ceny półproduktów czy ceny papieru, no bo słowo się rzekło znowu. Zarabiamy po prostu mniej na każdym kolejnym nakładzie, ale też z drugiej strony uważam, że nie wolno być pazernym, że jeżeli myślimy o biznesie w taki sposób, że to ma tylko przenosić pieniądze, to wydaje mi się, że jest trudniej. Ale mogę się mylić, bo ja po prostu bardzo wierzę w energię, jestem bardzo przesądna, więc tak sobie myślę, że to może z tego wynikać.
- Powiem więcej, że ja jestem ze świata pieniędzy przecież i też wierzę w tę energię. Tak, uważam, że akurat prowadzenie biznesu i robienie czegokolwiek tylko dla pieniędzy potrafi wypalić.
- Zdecydowanie.
- Myślę, że szybciej niż nam się czasem wydaje. A jak w ogóle było z tym wycenianiem swoich produktów i usług? Czy to było dla ciebie proste, czy już teraz jest proste? Jak w ogóle doszłaś do tego, ile powinnaś otrzymać np. wynagrodzenia za wystąpienie, czy np. za rolkę na Instagramie? Jaki jest ten proces u ciebie?
- Proces jest taki, że na początku się musisz parę razy sfrajerzyć za przeproszeniem. Zawsze jest tak, że musisz zacząć od tego, że wycenisz się po prostu za mało, bo nie wiesz, bo nie znasz. Musi ci ktoś pomóc, musi ci ktoś podpowiedzieć. Musisz dowiedzieć się jakoś, ile to może kosztować, kto ile bierze.... A rozmawiałaś z innymi twórcami np. wcześniej albo z innymi osobami, które np. prowadzą firmy szkoleniowe w kontekście pieniędzy? Akurat w przypadku firm szkoleniowych, tak mam taką jedną osobę, która to ona do mnie przyszła i mnie zapytała, jak coś tam wycenić. I ja mówię, jak mnie ktoś tak zapyta, właśnie jesteśmy z tego samego świata, to ja powiem. Nie mam tak, że będę to ukrywać. Poza tym, no możesz do mnie napisać zapytanie ofertowe, więc ja muszę się nad tym pochylić. To nie jest tak, że się nie dowiesz, że to jest jakaś tajemna wiedza. W przypadku wycen na Instagramie, bo to jest najtrudniejsze, pomogła mi moja wspólniczka Sabina Fajto, która przyszła do mnie z pierwszej, jeszcze wtedy pracowałam na etacie, przyszła do mnie z pierwszą propozycją współpracy na Instagramie. Ja do niej zadzwoniłam i powiedziałam jej: „wiesz co, ja nie wiem jak to wycenić. Nie mam pojęcia, nie umiem, nie wiem ile jestem warta". I ona mi powiedziała: „Dostaniesz tyle. Moim zdaniem to konto ze względu na taki czynnik taki i taki jest warte tyle". Ja myślałam, że ona powie 6 razy mniej. Ja byłam przygotowana na 1000 złotych, a ona mi zaproponowała 6000 złotych netto. Byłam w szoku, że takie pieniądze można dostać, a to było z 6 czy 7 lat temu. Więc ja bym powiedziała 1000 zł i bym była zawstydzona. Nie wolno się wstydzić swoich wycen. Najwyżej trzeba liczyć się z tym, że ktoś powie: „Nie stać mnie, albo nie widzę wartości w tej pracy, czy w tym działaniu, czy w tym świadczeniu, czy w tym produkcie. Więc za to nie zapłacę" i to jest ok. Nie ma problemu.
- Ewentualnie ktoś może przyjść później, po jakimś czasie, gdy te budżety będą większe.
- Tak, ale bardzo mało jest etycznych klientów, którzy w momencie, w którym powiesz za mało powiedzą: „Wie pani co, mam na ten cel więcej, zapłacę pani więcej". I znowu my tak robimy. Zrobiliśmy tak teraz, wydając najnowszy produkt. Osoba, która odpowiadała za kwestię merytoryczną, opiekę merytoryczną. Naszym zdaniem wyceniła się za mało w stosunku do innych podwykonawców merytorycznych i po prostu zaproponowaliśmy jej więcej pieniędzy. Przyjęła na szczęście. Bo uważam, że tak trzeba. I to nie jest filantropia, tylko uważam, że - znowu wierzę w energię. To co wysyłasz do ciebie wraca, bo my nie zbiedniejemy na tym, że zapłacimy jej stawkę, naszym zdaniem, rynkową. Tyle powinna dostać albo i więcej biorąc pod uwagę to, ile płacimy tym innym osobom. My od tego nie zbiedniejemy. Po prostu przyjdzie zaraz jakieś zlecenie. Albo przyjdziesz i zapytasz, czy porozmawiamy o prowadzeniu biznesu etycznego i ja uważam, że to wróci. Więc tak trochę o tym myślimy. Czyli przede wszystkim ta etyka, długofalowe myślenie, ale też trochę nastawienie na relacje, bo w ten sposób się buduje te relacje biznesowe, po prostu postępując słusznie. Tak przecież wspomniana Sabina, która do mnie zadzwoniła, reprezentowała wtedy klienta za jakiś czas wróciła z kolejną propozycją współpracy, a przy kolejnej ja zadzwoniłam do niej i zapytałam ją, czy nie chciałaby tego poprowadzić. I w zasadzie jesteśmy razem od początku. Ta odnoga, o której wspomniałam, będąca wydawnictwem jest naszym wspólnym dzieckiem. Jesteśmy tutaj wspólniczkami, robimy te rzeczy razem i mamy do siebie ogromne zaufanie i to właśnie z tego wynika. Tak jak mówisz, relacje komuś gdzieś tam na końcu musisz zaufać. Musisz wierzyć w to, że ktoś ci powie prawdę, no bo dlaczego miałby nie mówić ci prawdy. Czy podglądasz konkurencję, patrząc właśnie, ile kosztują inne gry planszowe? Tak, no musimy to wiedzieć. Ale niestety okazuje się, że nasze produkty, jeżeli chodzi o ceny, nie są konkurencyjne. Bo jeżeli masz gigantyczną firmę wydawniczą, która osiąga swoje zyski wysokością nakładu, no to my nie mamy prawa się w ogóle równać z taką firmą, dlatego że przede wszystkim, żeby wycenić taką grę planszową, trzeba sobie zdać sprawę z tego, co tam w środku jest. No więc masz pudełko, ale to pudełko też przychodzi do ciebie w jakimś opakowaniu. Za to opakowanie trzeba zapłacić. Mało tego, niewiele osób o tym wie, trzeba zapłacić podatek od utylizacji tego opakowania, w którym ci to przysłaliśmy. Dodatkowy koszt. Masz pudełko, wiadomo. No to tam jest jakaś instrukcja, tam jest jakaś grafika, no więc musisz mieć grafika. Musisz mieć korektę, musisz mieć kogoś, kto merytorycznie stworzy te pytania. Musisz zapłacić komuś, kto ci te pytania sprawdzi. Przynajmniej dwie iteracje mamy, poprawek zawsze i sprawdzania. Musisz mieć kogoś, kto obejmie patronatem merytorycznym całą tę zawartość. Dodatkowo musisz mieć pionki. W każdej grze jest sześć pionków. Przemnożone przez nakład na przykład czterech tysięcy. No to przyjeżdża ciężarówka pionków do nas. Musisz mieć kostkę, musisz to w coś zapakować. Jakiś woreczek by się przydał, no ale przecież nie lubimy plastiku, no więc może jakiś jutowy. Aha, no to woreczki jutowe. No to jak już mamy to i mamy pytania polegające na tym, że musisz coś zapisać. Zapisz proszę wyrażenie. No to przydałoby się mieć na czym zapisać - notesik. A co do pisania? Może jakiś ołówek. No więc przychodzi znowu cztery tysiące ołówków. I co ciekawe, z czego ja sobie na przykład nie zdawałam sprawy wcześniej. Przyjeżdża wagon pionków, kostek. Ktoś to musi wszystko skonfekcjonować przecież. Ktoś musi teraz to zapakować, wybrać te pionki, zapakować w woreczek. Więc jeszcze dochodzi ci konfekcjonowanie. Dochodzi ci, no to już grafika wspomniałam, te wszystkie rzeczy, które widać. My jeszcze postanowiliśmy, bo ja się bałam. Nie bałam się konkurencji, o której wspomniałyśmy w kontekście Instagrama i robienia quizów na Instagramie, bo tak jak mówię tam, charyzma. Jeżeli ktoś mnie lubi, będzie mnie obserwował dalej, nawet jeżeli pojawi się twórca konkurencyjny. Jeżeli ktoś mnie nie lubi i tak i tak nie będzie mnie obserwował, będzie czekał na to, aż pojawi się twórca konkurencyjny. Natomiast tutaj ja się bałam, że jeżeli powiem za wcześnie o tym, że robię taką grę, to jakiś gigant to zrobi i będzie po zabawie i jeszcze nazwie ją ĄĘ. No więc pierwsze, co zrobiliśmy, zastrzegliśmy znak towarowy. ĄĘ jest znakiem towarowym. Jak dostałam takie zaświadczenie z Urzędu Patentowego, to znowu miałam taki moment dumy, wiesz, to przychodzi na takim papierze jak świadectwo szkolne. Tu już wiadomo, że to są poważne sprawy. A to był trudny proces? Zdobycie takiego znowu znaku towarowego? Jak zaczynasz o tym czytać, teoretycznie możesz zrobić to sama. To był taki moment, kiedy ĄĘ dopiero zaczynało, więc każdy tysiąc złotych się liczył. Więc nie chcieliśmy wydawać na to pieniędzy i początkowo chcieliśmy to zrobić sami, ale potem jednak stwierdziliśmy, że warto jednak wziąć sobie tego prawnika, bo on przynajmniej pomagał po pierwsze to usprawnić, a po drugie tam są takie rzeczy, że musisz wiedzieć, w jakich zakresach to ma być chroniony znak towarowy itd. Więc koniec końców skorzystaliśmy z pomocy prawnika. Kosztowało nas to kilka tysięcy złotych. Już teraz nie pamiętam czy bardziej 5 000 zł czy 8 000 zł, ale tego rzędu pieniądze. No i na przykład jest też taka rzecz, że jak masz te pionki, to one muszą być bezpieczne dla dzieci. Musisz wiedzieć na pewno, że jeżeli poślini ten pionek, to nic mu się nie stanie temu dziecku. Albo że nie połknie. Albo że nie połknie. Więc musisz mieć odpowiednie oznaczenia i zastrzeżenia na pudełku. Ale nie możesz ich sobie tak o sobie sama napisać, tylko musisz mieć na to papiery. I teraz co mnie na przykład bardzo zdziwiło, bo ja jestem osobą, która jak bierze za coś odpowiedzialność, to biorę za coś odpowiedzialność, robię na maksa. A tu się okazało, że muszę zaufać w tej kwestii, bo prawo skonstruowane jest tak, że ja certyfikat na ten pionek, że on jest bezpieczny, to muszę wziąć od producenta tego pionka i teraz muszę mu zaufać, że to jest prawda, że jeżeli coś się wydarzy, to ja do niego muszę zapukać i poprosić o wszystkie dokumenty potwierdzające, że użył właściwych farb itd. Więc wielu rzeczy się dowiadujesz. Plus na przykład wspomniany już podatek od utylizacji pudełek, w których wysyłasz ludziom rzeczy, to jest dodatkowy koszt. Nowy podatek, on już się pojawił w trakcie. I to wszystko powoduje, że jak sobie zliczasz to w Excelu, moja wspólniczka jest za to odpowiedzialna za zliczanie w Excelu, no to możesz się złapać za głowę. Dodatkowo jeszcze, jak wymyśliłyśmy, że wydamy tę grę planszową, to ja poprosiłam właśnie ją, żeby weszła ze mną we współpracę, bo mówię: „Ja się za bardzo boję sama. Ja mam jeszcze za mało pieniędzy i boję się, że będę musiała na to wydać i to będzie porażka i co ja z tym zrobię, więc zróbmy grę planszową, ty wejdź ze mną tutaj we współpracę i wydamy dwieście gier, dwieście sztuk". No i czy to faktycznie było dwieście? Ja uznam, że dwieście to po pierwsze tak, nie ma problemu z magazynowaniem, bo zmieszczą mi się w mieszkaniu, w razie czego jestem to w stanie zapakować i nie ma problemu. I tak ta moja Sabina mówi: „No okej, dobrze tak, zróbmy świetny pomysł, zróbmy". I ona tak podprogowo chyba gdzieś tak na raty próbowała mi zasugerować, że powinno być jednak tego trochę więcej niż dwieście. No i koniec końców pierwszy nakład to było cztery tysiące pudełek i sprzedały się w dobę. To było tak fantastyczne, że to się tak szybko udało, że na wtedy naprawdę nam bardzo naprawdę wystarczyło i też trzeba było za ten nakład zapłacić z góry. Dzisiaj już mamy takie warunki współpracy z drukarniami, że jesteśmy tak dużym dostawcą zleceń, że możemy wtedy warunki nie dość, że negocjować, na przykład kwestię płatności dopiero po tym jak dostaniemy nakład, a wtedy trzeba było zapłacić za to z góry.
- I jak sfinansowałaś stworzenie gry?
- No po prostu zbierałam na to. Uzbierałam pieniądze, nie brałam kredytu. Uznałam, że mam odłożonych trochę pieniędzy i że to będzie jedyna ekstrawagancja w życiu, którą zrobię, bo do tej pory nic ekstrawaganckiego, jeżeli chodzi o zakupy nie robiłam i najwyżej się nie uda. Trudno, że to jest taka kwota, że trudno najwyżej ją stracę i ta Sabina dołoży drugie tyle i będzie z tego pierwszy nakład. Rozczarowujące było to, że kiedy zaczęłyśmy o tym rozmawiać i zrobiłyśmy zawsze wyceny okazało się, że razem z przesyłką ta gra będzie mogła kosztować do 100 złotych. Bardzo mi na tym zależało. A potem przyszła pandemia i ceny papieru, a kartonów już nie wspomnę, skoczyły dwukrotnie. No i nagle okazało się to nierealne. Więc trochę jest też tak w tym biznesie, zwłaszcza w przypadku produktów fizycznych, że nie na wszystko masz wpływ, nawet jeżeli masz dograne absolutnie wszystko. Wiesz, to też coś, z czego jestem dumna. Premiera gry była w czwartek i wszyscy, którzy zamówili w czwartek o 10:00. następnego dnia w piątek mieli rano u siebie te gry albo jeszcze w czwartek tego samego dnia wieczorem, bo zanim ogłosiliśmy sprzedaż, wszystkie gry były zapakowane w pudełka i tylko drukowaliśmy listy przewozowe, naklejaliśmy. Kurier był umówiony na 12:00 i o 12:00 wyszły paczki. I to było niesamowite, że ludzie pisali, „To jest niebywałe, że ona jest tego samego dnia u mnie" albo następnego dnia rano. Więc to było takie... aż mam ciarki jak to mówię. No świetne to było też, tak logistycznie i znowu pomysł, nic wielkiego. Znaczy, to się wystarczyło pomyśleć o tym, że fajnie by było, gdyby ludzie mogli grać w to w weekend, skoro zamówili w czwartek. Mam takie poczucie, że ten nakład sprzedał się dlatego, że nie nadużywałam lokowania produktu na moim Instagramie. Nie prosiłam tych ludzi o zbiórki na moją działalność. I kiedy powiedziałam, że zrobiłam produkt, nigdy nie powiedziałam, że robię produkt, bo bałam się, że konkurencja wykorzysta moment i mi zabierze pomysł. I kiedy powiedziałam, że zrobiłam produkt, to mam poczucie, że ci obserwujący chcieli jakoś wyrazić to, że ze mną są. Oddać to, że tworzę te treści w każdy wtorek i czwartek, że tych rolek są setki, że tych quizów już były tysiące i że jednak ta wiedza przekazywana, przecież poświęcam na to swój czas, że oni fizycznie chcieli jakoś dołożyć swoją cegiełkę finansową do tego, żeby wyrazić tę swoją wdzięczność za te darmowe treści. I to trochę czytam i była to naprawdę absolutnie wspaniała przygoda. No i jesteśmy dalej, ale jeszcze wracając na chwilę do tego wątku, że nie na wszystko masz wpływ, mimo że tak jak mówię, ja bym chciała wziąć odpowiedzialność nawet za tę farbę. Kiedy robiliśmy „Bebechy" z Adamem Mirkiem, to szlaki przetarte, wszystko wiemy jak to robić, no nic się nie ma prawa wydarzyć. No i nagle przychodzi taka wiadomość od osoby, która kupiła grę Bebechy, że w tej grze planszowej nie ma planszy. I nagle przychodzi trzecia wiadomość, że fajnie, fajnie, ale w mojej grze planszowej nie ma planszy. I przychodzi siódma wiadomość, że w mojej grze planszowej nie ma planszy. Okazało się, że plansze kradli pracownicy firmy, która konfekcjonowała nam pudełka. Firma sprawdzona, bo zatrudniana przez naszą drukarnię, tylko że pracownicy w tej firmie bardzo często się rotują, bo to jest taka praca na zlecenie, za każdym razem jest ktoś inny. No i teraz stajesz przed takim dylematem, ile tego jest? 300? A co jak cały nakład? Jak w żadnym pudełku nie ma planszy? Na szczęście się okazało, że w 13, ale to była jakaś droga przez mękę, ta doba czy te dwie doby. Zaczęliśmy to na szczęście bardzo szybko ważyć już te pudełka kolejne, które wysyłaliśmy po to, żeby wiedzieć, wyłapywać te różnice, jeszcze ze dwie chyba czy trzy złapaliśmy w magazynie. Ale znowu masz takie zarządzanie kryzysowe. Podpisujesz się nazwiskiem pod tym produktem i to jeszcze kogoś ze sobą wieziesz. Adama przecież. Więc naprawdę ta duża odpowiedzialność na tobie spoczywa. I znowu ta autentyczność wtedy wychodzi. Co możesz zrobić? Nie mówić o tym? Nie, trzeba o tym powiedzieć. „Jest taki problem, szanowni Państwo, a gra była sprzedawana przed świętami, że okazało się, że nam kradną plansze. Więc jeżeli ktoś z Państwa kupił grę teraz i trzyma ją pod choinkę, to proszę ją zważyć, proszę się do nas odezwać, pokierujemy, w razie czego dosyłamy nową z planszą na 100%", no bo co innego możesz zrobić. Więc myślę sobie, że taka zdroworozsądkowe podejście do sytuacji kryzysowych też gdzieś tam potem po prostu ci to ułatwia. Komunikacja i też relacje, które już stworzyłaś sobie wcześniej.
- Chodźmy teraz jeszcze kilka kroków wstecz do początków, czy też zmian w twojej karierze i do wyjścia do świata mediów społecznościowych. No bo masz doświadczenia telewizyjne, chociaż twój głos to twój wyróżnik największy. No i tutaj muszę się zgodzić, bo kojarzę Ciebie przede wszystkim od tej strony. Natomiast jak bardzo pomogły Tobie te doświadczenia telewizyjne?
- Media tradycyjne nauczyły mnie etosu pracy i etyki pracy. Szkoła Andrzeja Wojciechowskiego, założyciela Radia Zet, do której ja trafiłam te kilkanaście lat temu, to jest w moim mikroświecie jak taki stempelek jakości, jakby ci ktoś przybił, bo wtedy nie wpuszczano na antenę każdego. Za błędy merytoryczne wypowiedziane na antenie można było stracić pracę albo stać karę finansową, bardzo poważnie do tego podchodzono. Więc kiedy przytrafiły mi się media społecznościowe 6 lat temu, po pierwsze uważam, że kwestia wieku była bardzo istotna. Wieku oczywiście w cudzysłowie, chodzi mi o doświadczenie. Ale ja już byłam dorosła. Ja już wiedziałam, że za słowo trzeba brać odpowiedzialność. Więc zanim nagrałam rolkę, sprawdziłam teksty źródłowe, sprawdziłam wszystko, co dało się sprawdzić, zajrzałam do słowników, dlatego że tego mnie nauczono. Na antenę nie wpuszczaliśmy informacji, których nie byliśmy pewni. Podstawowa zasada mówi o tym, że newsa sprawdzasz w dwóch niezależnych źródłach. Nie w internecie, tylko w dwóch niezależnych źródłach. No więc musisz te źródła gdzieś tam sobie stworzyć. Więc pod tym względem takiej etyki pracy media tradycyjne - bardzo wiele im zawdzięczam. Poza tym wspomniałam o tym, że newsowiec, radiowiec jak można coś powiedzieć w czterech zdaniach powie w dwóch i pół, bo czytanie serwisów informacyjnych to przede wszystkim ich pisanie. My musimy pisać. To nie jest żadna tajemnica, że my czytamy z promptera, ale coś, co sobie napiszemy. Musisz to napisać językiem mówionym, bo gdzieś tam na końcu to mówisz. To jest sztuka. Pisać językiem mówionym. Kiedy ja muszę napisać scenariusz rolki, moje rolki mają scenariusz. To nie jest tak, że ja siadam i tam sobie coś opowiem, tylko to jest scenariusz. Liczę słowa, sprawdzam rytm tej rolki, czy zdania układają się w atrakcyjnym tempie, w atrakcyjny rytm dla potencjalnego odbiorcy. Skracam, a potem skracam, a potem jeszcze raz skracam, bo w myśl znowu zasady dziennikarskiej zawsze każdy tekst można jeszcze trochę skrócić, bo uważam, że ludzie, którzy spędzają czas w mediach społecznościowych tracą życie. Oglądając moje rolki są bliżej śmierci, mówiąc wprost, więc muszę skracać. I wiesz, taka mnie spotkała sytuacja, że dopiero od niedawna mogę nagrywać te rolki trzyminutowe, kiedy już cały świat nagrywa rolki trzyminutowe. U mnie było 90 sekund i teraz dali mi te rolki trzyminutowe i ja wciąż nagrywam 90 sekund, bo skoro dało się wtedy, to znaczy, że da się teraz. Może teraz nie muszę się tam denerwować, że dwie sekundy za dużo to już będzie materiał niepełny, ale chodzi o to, że te 90 sekund wydaje mi się naprawdę wystarczającym czasem, żeby tak nieskomplikowane wyrażenia, o których ja opowiadam, zawrzeć w tych materiałach. Więc piszę scenariusz i to mi zajmuje siedem minut maksymalnie. Już z takim przeczytaniem z podziałem na ujęcia. To jest chwila. No i potem nagranie zajmuje mi 10 minut. To tak naprawdę już z wyczesywaniem włosów, rozumiesz, bo czytanie serwisów informacyjnych, no to znowu to jest coś, w czym mam duże doświadczenie, więc nagrywam raz, nagrywam dubel techniczny, składamy i jest. Pracujemy bardzo szybko. To, czego też nauczyły mnie media tradycyjne. Jeżeli poprosisz mnie o to, żebym ci coś wysłała i potrzebujesz tego pilnie, to ja zrobię to w ciągu czterech minut. To znaczy, muszę tylko dojść do komputera, otwieram i robię to teraz. Kiedy przeszłam do redakcji, która nie była takim medium, było dla mnie niebywałe, że to teraz może oznaczać, że jutro, za dwa dni, a ty siedzisz i czekasz. Albo jak wypiję kawę. Zjem obiad, po obiedzie, coś. No więc to było dla mnie takie bardzo odkrywcze, kiedy rzuciłam te media tradycyjne newsowe, takie opierające się na antenie i przeszłam do tygodnika, do serwisu interaktywnego, że tam na wszystko jest tak dużo czasu, więc ja pracuję szybko. Bardzo szybko wprowadzam też poprawki, mam taką swoją zasadę. To jest coś, co daje mi też dzięki temu więcej czasu. Jak zrobisz to masz wolne po prostu. Otóż produktywność ma swoje zalety.
- Wspomniałaś o tym, że ten etos pracy pomógł ci później wypracować też sobie system pracowania nad swoimi materiałami w mediach społecznościowych, ale co chociażby z kwestią tego, że mogłaś być już wcześniej znana. No bo wiele osób może teraz rzucić argument, no okej, no ale przecież pracowałaś w telewizji, więc oczywiście, że miałaś łatwiej, bo ktoś cię mógł już kojarzyć, już mogłaś mieć od razu więcej obserwujących. Jak to było?
- A wymień trzy prezenterki z TVP Info z imienia i nazwiska? No tak czułam, że to się może pojawić. I z Polsatu?
- Ale tak rozumiem pointę tego pytania.
- Czy ktoś z Państwa pamięta mnie z tych czasów? Dodam, że miałam wtedy czarne krótkie włosy, z czasów w telewizji. Myślę, że z Radia Zet. Słyszę, że państwo mnie skądś gdzieś tam znają. To raczej z radia niż z telewizji. Co też jest zrozumiałe. Pracowałam w TVN24 BIS. Żeby trafić na mnie, no to musisz oglądać tę telewizję. Jeżeli nie oglądasz, no to na mnie nie trafisz. Nie wydaje mi się, żeby miało to znaczenie. Mało tego, no wiesz, ten profil potrzebował trochę jednak, żeby urosnąć. I przełomowym momentem to były tylko udostępnienia przez większe konta, przez większych influencerów. Nigdy nie było tak, że pojawiłam się w jakimś programie nawet jako gościni telewizyjnym i nagle się okazało, że ileś osób tam przychodzi i to jest jakaś zmiana taka zauważalna. Nie. Ale jeżeli influencer powiedział, „Znalazłem ciekawe konto, zobaczcie quizy, zobaczcie, jakie tu są ciekawe treści". No to to były niebywałe liczby. Siostry ADiHD. Być może Państwo kojarzą taki profil. Milena i Ilona, jak zareklamowały mnie gdzieś tam we wczesnym stadium mojej działalności w internecie, 10 tysięcy osób przyszło w ciągu jednej doby. To jest ogromna siła. Niesamowite siła. Tych dwóch influencerek. To jest ich siła, bo to też o tym świadczy. Czyli też można chyba powiedzieć, że zwłaszcza biorąc pod uwagę to jak wiele osób teraz chociażby na wyciszeniu ogląda rolki na Instagramie czy na TikToku, to nawet twój głos niekoniecznie musiał ci pomagać na samym początku. No to akurat jest smutne, ale to kiedyś mój szef w TVN24 BIS mi powiedział, spotkaliśmy się i rozmawialiśmy o programie. Ja mówię do niego: „słyszałeś jakie dobre pytanie zadałam, jaka była odpowiedź?". On mówi: „Nie no, ja to oglądam bez głosu". Mówię: „No to wspaniale, no mój największy atut, a ty to oglądasz bez głosu". I się trochę pośmialiśmy, ale zdaję sobie z tego sprawę, że wiele osób ogląda bez głosu, dlatego robię napisy. No bo, co zrobić?
- Wymóg współczesnych czasów. A jak u ciebie wyglądała sprawa kwestii formalnych? Bo dużo powiedziałyśmy o tej stronie takiej twórczej, może trochę od strony biznesowej podeszłyśmy do tego tematu, ale czy ty od razu po na przykład zakończeniu pracy w telewizji, czy od razu na przykład założyłaś sobie działalność gospodarczą, jak u ciebie wyglądał ten proces ogarniania wszystkich formalności?
- Najtrudniejszą decyzją zawodową w moim życiu było zostawienie newsroomu. Ja się urodziłam po to, żeby czytać serwisy informacyjne. Kocham to robić. Daje mi to nieprawdopodobny wyrzut adrenaliny, który uwielbiam. I przez długi, długi czas miałam takie bóle fantomowe, że jak coś się działo ważnego na świecie, to było mi smutno, że nie ma redakcji newsowej, która by mnie potrzebowała. - Że nie mówisz. Że nie mówię, że nikt do mnie nie dzwoni, że nie mam jak poczytać serwisów informacyjnych. No dobrze. No to dlaczego rzuciłaś ten newsroom? Po pierwsze nie odpowiadały mi godziny pracy. Kiedy wybierałam ten zawód, być może uznają mnie Państwo za ignorantkę, bardzo proszę. Nikt nie mówił, że jak jesteś dobra, to pracujesz w prime time, a prime time oznacza, że nie masz życia prywatnego. Bo prime time w radiu, czyli ten moment największej słuchalności, czy w telewizji największej oglądalności jest o świcie. Jesteś w pracy przed 5:00. To znaczy, że wstajesz o 3:00. Potem odsypiasz. Teoretycznie można powiedzieć o 11:00 masz już cały dzień dla siebie. To wcale tak nie wygląda w praktyce. To po prostu żyjesz w innej strefie czasowej. Na 20:00 już się nie umówisz, bo ty już myślisz o tym, że trzeba czytać, co się dzieje na drugiej półkuli na przykład albo coś w tym stylu. Kiedy trafiłam do telewizji, również dostałam prime time. A prime time w telewizji jest z drugiej strony doby. Więc miałam program wieczorny. Wracałam do domu około 1:00, zanim tam się wszystko skończyło. Nie miałam życia osobistego. W moim przypadku nie udało się pogodzić życia osobistego z pracą w prime time. Długo bardzo prosiłam moich szefów, żeby dali mi program w dzień. No oni mówili: „No ale jak? No nie możesz nie chcieć prime time'u. Wszyscy chcą prime time". A ja mówiłam: „Ja chcę pracować w dzień. Ja chcę jak człowiek. 9:00-17:00 najchętniej". Więc to była pierwsza rzecz, a druga - nie satysfakcjonowała mnie pensja. I to był zdecydowanie przeważający element, ponieważ ja jestem człowiekiem, który robi, szuka rozwiązań. Niestety, taką mam, tak mam skonstruowaną psychikę, że uważam, że każdy z nas jest kowalem swojego losu i że wszystko się da. Może jednak stety, a nie niestety. Wydaje mi się, że niestety, bo to właśnie spowoduje, że masz w sobie taki, takie ciągłe rozedrganie. No bo przecież ja mogę zmienić te sytuacje. Taki głód czegoś więcej. Tak. No i usiadłam sobie wtedy sama ze sobą i zapytałam się, co musi się wydarzyć, żebym była zadowolona z przychodów, z pensji. I niestety w odpowiedzi od siebie usłyszałam, że nawet gdybym dostała absurdalnie wysoką podwyżkę, na przykład w postaci 300%, no nikt takich nie daje, to to nie jest poziom finansowy, który bym nie zadowalał. Biorąc pod uwagę jednak poświęcanie tych kluczowych dla ciebie godzin w ciągu doby. No powiem ci tak, że jeżeli pracujesz na wieczorach, to twój dyżur zaczyna się w okolicach tam 16:00. Kończy w okolicach 1:00, w zależności oczywiście od tego, jak tam w szczegółach wygląda, to to jest trochę tak, że widzisz się z rodziną w niedzielę i potem w sobotę. To jest trochę tak, jakbyś wyjeżdżała na konferencje co tydzień, no bo oni rano idą do pracy, ty jeszcze trochę śpisz, bo o 1:00 wróciłaś. No i kiedy ty wychodzisz, no to oni dopiero wracają, więc się nie widzicie cały tydzień. Widzicie się tylko w weekendy. No w moim przypadku to się po prostu nie udało. Więc jak już usłyszałam od siebie taką odpowiedź, że to się nigdy nie wydarzy, no to nie było już po co tam siedzieć. Jeszcze, żeby mieć poczucie, że zrobiłam wszystko, żeby tam zostać, to odbyłam kilka rozmów. Widać było, że to się nie wydarzy, że ta podwyżka nie przyjdzie i te godziny pracy zostaną, no więc po prostu poszukałam innej pracy.
- A w którym momencie założyłaś własną firmę?
- Przeszłam z telewizji do Agory i tam przeszłam na etat. Byłam tam krótko, byłam tam redaktorką naczelną serwisu, który powstawał, serwisu internetowego. Czyli na samym początku było to przeskoczenie z etatu na etat? Tak, z etatu na etat. Ja należę do wąskiej grupy osób, które zawsze miały pracując w mediach etat, bo w mediach etat jest rzadkością, więc to też był jeden z argumentów pracodawców: „Ale Ty masz etat". No ludzie mają etat. To tylko w tej wąskiej branży jest to takie niespotykane. No więc przeszłam na etat, zostałam redaktorką naczelną. Moim zadaniem było postawienie od zera tego serwisu, wypełnienie go treściami. I to wtedy zaczęłam robić quizy na Instagramie i to wtedy w pewnym momencie zaczęłam też prowadzić już konferencje, zaczęto mnie zapraszać do poprowadzenia rozmów, zaczęto zauważać tę moją działalność poza telewizją, to znaczy - jest prezenterka merytorycznie przygotowana do pracy z, no mamy w tej telewizji szeroką wiedzę ogólną podobno, no więc możesz tu poprowadzić, tu poprowadzić, tu się przygotujesz i zaczęło się dziać. Zaczęto mnie zauważać, ale cały czas na etacie pracowałam tam. I w pewnym momencie, kiedy już zaczęły przychodzić te zapytania z Instagrama o lokowanie produktu, kiedy zaczynało to być sprzeczne już z tą moją drogą dziennikarską, no bo dziennikarz informacyjny nie może reklamować produktów, nie może prowadzić imprez komercyjnych. Po prostu to jest nieetyczne. Zresztą znowu prawo prasowe, prawo autorskie, to odsyłam. No i moja szefowa mi powiedziała, że no pomału trzeba będzie się zdecydować, że może nam założyć już jednoosobową działalność gospodarczą, założyć firmę. A ja się bardzo tego bałam. Mam taką mentalność etatowca, miałam taką mentalność etatowca, że ten etat to jest taki bezpieczny i z domu to wyniosłam, bo moi rodzice to nauczyciele, więc budżetówka. Ale mówię dobrze, trzeba to zrobić. Zrobiłam to i to ona, Joanna Mosiej-Sitek spowodowała, że zrobiłam ten taki najważniejszy krok, bo powiedziała mi: „Zostaw sobie coś u nas. Skoro będziesz chciała robić firmę szkoleniową, to nie będziesz u nas już redaktorką naczelną tego serwisu, ale może będziesz nam robić szkolenia".
- Czyli przechodzisz z etatu na fakturkę.
- Tak, ale też właśnie robisz zupełnie inne rzeczy. Już nie to, że przychodzisz codziennie i czuwasz nad pracą redakcji, tylko przychodzisz raz tam czy dwa razy w tygodniu i podsyłamy grupę na zupełnie inne świadczenia. No i mówię, no dobrze, to wspaniale, to tak zróbmy. I ona mówi, jak już będziesz gotowa i powiesz, że to ci się nie mieści w grafiku, to przejdziesz i powiesz i będziemy albo to zmniejszać, albo po prostu zrezygnujemy. I po trzech miesiącach wróciłam, że już tak przyszło dużo tych zleceń, że już nie mam na to miejsca. Ale to ona zauważyła we mnie coś, czego ja w sobie nie widziałam. To znaczy ona powiedziała mi wtedy, później jak jej powiedziałam, że gdyby nie ty. Ona mówi: „Ale ja już widziałam, że ty jesteś gotowa". I wzruszam się w ogóle, jak o tym mówię, bo ja bym chyba się sama nie odważyła. Strasznie się bałam. Byłam w życiu sama. Miałam kredyt na mieszkanie, jak pewnie wielu z Państwa. Nie miałam żadnych środków, żadnej poduszki finansowej. Zarabiałam tak tyle, że wiesz tam coś odłożysz, ale ach... potem. No i wiadomo, że z tego bierzesz. Potem się trafi jakiś wydatek. Więc to było takie naprawdę bardzo bardzo stresujące dla mnie, że nie mam tego zaplecza, że wiem, że nikt mi w razie czego nie pomoże, nie potrzyma mnie za rękę. I ona wtedy też powiedziała, że wysyłając mnie na te faktury i pomagając mi rozwinąć skrzydła, że „Słuchaj jeżeli się nie uda, możesz wrócić. Znajdziemy ci coś". Miałam: „Dobrze, no to chyba muszę teraz spróbować, bo kiedy w takim razie, jeżeli nie teraz".
- Ale to było cudowne, taką mentorkę można powiedzieć, spotkać na swojej drodze. To jest świetna historia. Ale bałaś się papierologii, tego zakładania biznesu sensu stricte? Czy to akurat nie zaprzątało twojej głowy? Bo to był chyba jeszcze, to był jeszcze ten moment, kiedy mogły nie być działalności nierejestrowanej.
- Ja się do tego w ogóle nie nadaję. Gdyby nie rozwiązania bankowe, gdyby nie sprawna księgowa, to by się nie wydarzyło. To znaczy dla mnie w ogóle to, że w procesie zakładania firmy jest tyle nieintuicyjnych rzeczy, że ty musisz pozgłaszać to do takich instytucji, o których istnieniu nigdy wcześniej nie miałaś pojęcia, że tego nie uczą w szkołach na jakiejś wiedzy o społeczeństwie czy czegoś. To są... No to to by się nigdy nie wydarzyło. Więc ja w ogóle kocham wystawiać faktury. Korzystam oczywiście z aplikacji bankowej i robię to sama, bo to mi sprawia przyjemność, bo wtedy widzę efekty pracy. Bardzo lubię to robić, a że też jest to intuicyjne bardzo, no to wiadomo. Natomiast przede wszystkim też dobra księgowa, bo w pewnym momencie w moim przypadku tego już było tak dużo, że trzeba było te rzeczy formalne gdzieś tam oddać osobie, która się na tym zna i która będzie też przede wszystkim robić to za ciebie, bo jak ja jestem w trasie szkoleniowo-konferencyjnej, to fizycznie mnie nie ma. No więc ostatnia rzecz, o której myślę i na to zawsze jestem zła. Ja tutaj wyrabiam to PKB, dokładam do budżetu państwa, a oni zawracają mi głowę, że tam się jakieś 30 groszy gdzieś nie zgadza. No mówię, no ludzie, no to weźcie sobie z mojego konta te 30 groszy, dajcie mi spokój, ja tu jadę na kolejne szkolenie wyrabiać kolejne gdzieś tam małe mikroprocenciki w tym ogólnym oworeczku z PKB, więc to mnie zawsze gdzieś tam przytłaczało. Także wiem, że teraz to już jest dużo łatwiejsze, że teoretycznie te firmy można założyć w jednym miejscu, ale uważam, że jednak ogromną pomocą jest to, że masz kogoś ze sobą przynajmniej na telefonie, że to nie jest bot, że to nie jest jakiś tam asystent głosowy, no bo wiadomo, że taki człowiek, to powiesz mu przynajmniej, nie wiem jak to zrobić, on powie spokojnie „Pani Kamilo damy radę, damy radę".
- A ja oczywiście w tym miejscu wspomnę, że jeżeli chcecie założyć biznes intuicyjnie i też przy wsparciu księgowej albo bez, jeżeli czujecie się na siłach, no to możecie zajrzeć na Firmove.pl, tam jest dużo i wzorów dokumentów, i materiałów edukacyjnych od ekspertów, więc warto zerknąć, żeby było prościej i żeby się nie stresować tymi formalnościami. Jeśli prowadzisz biznes, zwłaszcza taki, który już ma za sobą jakieś sukcesy, to nie zawsze wszystko spotyka się z pozytywnym odbiorem. Czy doświadczasz hejtu? Jak sobie z nim radzisz? I czy czasem konkurencja hejtuje twoje materiały?
- Doświadczam hejtu, może nie ze strony konkurencji, doświadczam go rzadko, nie radzę sobie z nim w ogóle. Naprawdę sobie z nim nie radzę. Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś mnie obraża, że ktoś wylewa na mnie do najgorszych słów, epitetów, zdań. Jeszcze jeżeli to jest taki hejt, taki naprawdę związany właśnie czy z jakimiś wyzwiskami, czy coś w tym stylu, to wiadomo, że to się nie obchodzi, bo tam ktoś sobie napisał. Ale powiem ci, że najsmutniejsza chyba rzecz jest taka, że dociera do ciebie, że kiedy ci się udaje, zaczynasz robić coś innego, to osoby z twojej branży, które znasz z imienia i nazwiska, w wielu przypadkach masz do nich numer telefonu, potrafią cię gdzieś tam obsmarowywać i to jest bardzo przykre. Ale obmawiają cię za twoimi plecami, czy na przykład zmieniają sobie login i piszą anonimowo hejt na ciebie? Różnie, ale w związku z tym, że dochodzi to potem do ciebie i wiesz kto i co, to jest to bardzo przykre, dlatego że oczywiście to nie jest tak, że każdy z was z nas, z znajomy musi być fanem twojej działalności biznesowej. Nie ma problemu. Natomiast tym, co mnie zaskoczyło absolutnie, kiedy o ĄĘ zaczęło być głośno, to, że jest ogromna rzesza ludzi, którzy za nic, z żadnego powodu, naprawdę autentycznie szczerze życzą mi źle. Życzą, żeby mi się coś przydarzyło, żeby mi coś nie wyszło. To nie to, że się nie cieszą z moich sukcesów, ale naprawdę życzą mi źle. I to było coś, z czym nie mogłam sobie bardzo długo poradzić, bo ja tak nie mam i nie sądziłam, że są ludzie, którzy cieszą się z tego, że coś komuś nie wyjdzie. Było to dla mnie niesamowite zaskoczenie i nie jest tak, że sobie z tym radzę. Uważam, że są takie osoby z taką wrażliwością jak moja, które nigdy nie przejdą nad tym do porządku dziennego i możesz dostać 4 tysiące pozytywnych komentarzy i dwa negatywne i te dwa zapamiętujesz. Te dwa zapamiętujesz, nie te 4 tysiące. A zdarza ci się na przykład nie czytać komentarzy właśnie w obawie przed hejtem? To nie to, że w obawie, ale po prostu po pierwsze - skomentować moje treści możesz na Instagramie, jeżeli mnie obserwujesz. To jest pierwsza rzecz. Nie jestem zainteresowana komentarzami osób, które mnie nie obserwują, bo skoro mnie nie obserwują to znaczy, że nie mamy wspólnych wartości, zainteresowań, więc co mnie to interesuje. To do tego doszłam, to był proces. Zamknęłam komentarze na TikToku, bo nie miałam ochoty czytać, żeby była jasność, rzeczy niemerytorycznych. Merytoryczne komentarze nie są moim zdaniem hejtem. Jeżeli są merytoryczne, są po prostu krytyką konstruktywną. Pogadajmy, nie ma problemu. Ale to co się dzieje na TikToku w komentarzach, to wiesz, to się w ogóle w głowie nie mieści. Ja nie sądziłam, że ludzie takie rzeczy wyprawiają. Te młodsze grupy wiekowe, a na Facebooku - ich babcie. To co one wypisują te panie w wieku moich babci, w wieku naszych mam, to jest jakaś inna rzeczywistość. To jest taki rodzaj nienawiści słownej, że też zamknęłam komentarze. I wiesz co? Nic się nie stało. Nie ubyło mi zasięgów, nie ubyło mi obserwujących. A dlaczego ja mam to czytać? Że pani chce mnie obrazić z powodu mojego wyglądu. Dlaczego ja mam to czytać? Po co mi to? Albo że pani chce napisać jakieś przykrości albo życzyć mi śmierci na przykład. Po co mam to czytać? Uznałam, że jeżeli ktoś chce skomentować treści pod względem merytorycznym, to mnie znajdzie. Jestem na Instagramie, chętnie pogadam. A poza tym te treści są tak konstruowane, żeby pod względem merytorycznym nie było o czym dyskutować. No wiesz, "na co dzień" to są trzy słowa. To jest najczęściej ortografia, a jeżeli jakaś polemika się wokół jakiegoś wyrażenia wykształca, no to ja też mówię o tym, że jedni uznają językoznawcy takie rozwiązanie, a drugim bliższe jest takie. Więc nie za bardzo jest się do czegoś przyczepić. Konkurencja moim zdaniem nie hejtuje. Konkurencja podszczypuje. To jest piękne wyrażenie, którego użyła kiedyś w rozmowie ze mną Paulina Mikuła, kiedy ja jeszcze tego nie doświadczałam, bo byłam za mała, a ona już doświadczała, bo była duża. No niestety statystyka w tej kwestii nie jest twoim przyjacielem. Im więcej ludzi, tym większe prawdopodobieństwo, że ci się to w końcu przydarzy. I był taki moment mojego bardzo dużego kryzysu twórczego, kiedy po prostu nie byłam w stanie zmieścić w swoim serduszku i swojej wrażliwości tego, że tyle ludzi jest po prostu tak złych słownie, że wybierają takie zło słowne i że chcą cię z każdej strony uszczypnąć. I dopóki to było merytoryczne podszczypywanie, to ok. Ale tam bardzo często pojawiała się agresja słowna i to już nie było ok. Ale wiesz kiedy to się zatrzymało? Kiedy ja przestałam w to wchodzić. Dlatego, że mam wrażenie, że był taki moment, kiedy twórcy mniejszych kont wymyślili sobie taką strategię, że będą podszczypywać te większe konta i wtedy stworzy się afera. Ktoś to udostępni, ktoś to coś. No i wiadomo, że ich konto wtedy też rośnie. A ja stwierdziłam, że po prostu nie dam się w ten sposób, że nie będę, że będę promować te konta, które potrafią merytorycznie wejść w dyskusję. Wiesz, no z Maćkiem Makselonem ja się w wielu kwestiach językowych nie zgadzam i my o tym gadamy, nagrywamy o tym wspólnie rolki i się wspieramy i bronimy siebie nawzajem też przed hejterami. On mnie, a ja jego. Bo tak trzeba i tak można i o ile świat jest przyjemniejszy w takiej sytuacji. A co ciekawe zauważyłam, że te małe konta, które z podszczypywania chciały sobie gdzieś tam pozyskać nowych odbiorców, przestają podszczypywać, gdy zaczynają na swojej działalności w mediach społecznościowych zarabiać. Kiedy w końcu ktoś ich zaprosi do jakiegoś panelu dyskusyjnego, do jakiegoś podcastu, kiedy dostaną jakieś pierwsze, drugie wynagrodzenie, to nagle się okazuje, że podszczypywałem, a teraz razem siedzimy w panelu trochę głupio, nie? No to jednak może zróbmy sobie zdjęcie. No i tak to wygląda. Niestety jesteśmy tylko ludźmi.
- A na koniec mam jeszcze pytanie. Czy zrobiłabyś to jeszcze raz? Czy założyłabyś ten biznes raz jeszcze? Jakie są takie najważniejsze lekcje, które dałabyś osobom, które teraz chcą założyć ten biznes, których serce już tak lgnie do tego, żeby mieć coś swojego, ale właśnie obawiają się konkurencji, obawiają tej wtórności, tego, że po prostu im się nie uda?
- No pewnie, że bym to zrobiła, tylko że zrobiłabym to chyba szybciej jeszcze. I dzisiaj, kiedy już tyle się mówi o marce osobistej, kiedy ja zaczynałam, to w ogóle nikt o tym nie mówił, ja się nie zastanawiałam nad tym, czy jestem marką osobistą, czy nie i czy w ogóle ją trzeba tworzyć, po prostu robiłam swoje, a dzisiaj chyba już jest łatwiej, bo jest więcej wskazówek, jest więcej szkoleń. Jeżeli ktoś czuje, że by chciał, że może powinien wręcz, że ma ten potencjał, że ma ten pomysł, to radziłabym po prostu spróbować. No bo chyba lepiej jednak w razie porażki żałować, że się nie udało, niż żałować, że się nie spróbowało. Więc robić, bać się, bać się. Nie trzeba skakać na głęboką wodę, można powoli na przykład. Właśnie mój przykład to jest przykład na to, że nie trzeba zawsze rzucać wszystkiego i wyjeżdżać w Bieszczady, tylko można zachować etat, spróbować, znaleźć kogoś, kto w ciebie uwierzy, kto ci powie, że ok, możesz wrócić. Można robić rzeczy powoli, można się bać, nie ma problemu, tylko bać się i robić. No bo po pierwsze ja bardzo sobie cenię prowadzenie własnego biznesu ze względów oczywiście przede wszystkim finansowych, bo te firmy mają na siebie zarabiać, to jasne. Ze względu na to, że spróbowałam i wiem, że się da. Jestem, naprawdę jestem dumna czasami, rzadko, bo najczęściej to tam sobie myślę, że o rany, jakie beznadziejne, w ogóle wszystko, wszystko robię beznadziejnie, jestem beznadziejna, można zrobić, zrobić to trzy razy lepiej i w ogóle wszystko źle. Ale mam takie momenty czasami, jak tam, nie wiem, dostaję jakąś nagrodę albo coś, albo jakiś klient powie, że to było najlepsze szkolenie, jakie kiedykolwiek mieli, a mają ich dużo, wczoraj tak było, więc miałam taki moment, że ojej, to chyba może jednak faktycznie dobrze, dobrze się tam dzieje. Ale trzecia rzecz jest taka, że kiedy prowadzisz swoją firmę, masz absolutną wolność. I z jednej strony powiesz, że jesteś w pracy cały czas. I znowu, to jest może kwestia podejścia, bo ja uważam, że jest w drugą stronę. W lipcu i w sierpniu, ĄĘ nie pracuję, mamy dwa miesiące wolnego. I od połowy grudnia do połowy stycznia też nie, bo wiadomo, są święta. Można z klientami się dogadać, że szkoleń wtedy nie robimy i tyle i nie pracujemy wtedy. Mogę odłożyć telefon na tydzień, powiedzieć mojej wspólniczce, że nie ma mnie przez tydzień, włączam autorespondery, że ĄĘ jest na urlopie i wiesz co, nic się jeszcze nigdy złego nie stało. To znaczy, kto ma zaczekać, ten zaczeka. Jeżeli ktoś miał coś pilnego, ojej, no to trudno, może jakieś zlecenie przeszło nam kiedyś koło nosa, bo komuś się spieszyło. Trudno, ale ktoś tam kiedyś zaczeka, ktoś ci powie. „Nie no, oczywiście, że może pani przesłać tę ofertę tam pojutrze. Nie ma problemu, nie ma problemu". Bo jeżeli nic nie musisz, to naprawdę możesz wszystko. I myślę, że to jest w tym wszystkim warte zachodu. To jest cudowne podsumowanie naszej rozmowy. No i faktycznie chyba to docenianie swojego czasu i tego czasu na pracę i czasu na odpoczynek jako wartości też samej w sobie. Też z tej twojej wypowiedzi mocno wybrzmiało.
- Kamilo, serdecznie dziękuję ci za podzielenie się dzisiaj swoją historią.
- Dziękuję, było mi bardzo miło.
- A was oczywiście zapraszam do śledzenia kolejnych odcinków naszego podcastu, do subskrybowania go w miejscu, w którym najbardziej lubicie go słuchać lub oglądać oraz do zajrzenia na Firmove.pl, gdzie możecie łatwo założyć własną działalność gospodarczą, czy to ze wsparciem księgowej, czy też samodzielnie oraz na której znajdziecie mnóstwo ciekawych materiałów i wartościowych informacji od ekspertów, którzy poprowadzą was za rękę przez wszystkie meandry biznesowe. Do usłyszenia.
[MUZYKA]
Polecamy
- Od działalności nierejestrowanej do własnej firmy, czyli start w biznesieczas czytania34minuty01.10.2025To pierwszy odcinek drugiego sezonu podcastu Rozmowy o biznesie! Tomasz Palak, radca prawny, w rozmowie z Dorotą Sierakowską komentuje temat działalności nierejestrowanej i momentu rejestracji firmy. Koniecznie posłuchaj!34min
- Biznes lokalny od zera – jak się go buduje?czas czytania64minuty08.10.2025Dziś zgłębiamy temat biznesu lokalnego! W drugim odcinku podcastu Rozmowy o biznesie Ania Wojtala, florystka i właścicielka pracowni Kwiaciara, w rozmowie z Dorotą Sierakowska ujawnia kulisy sukcesu jej lokalnej firmy. Koniecznie posłuchaj!64min
- Optymalizacja kosztów jako low hanging fruit w zarządzaniu finansami firmyczas czytania41minuty16.10.2024W kolejnym odcinku naszego podcastu Rozmowy o biznesie dowiesz się, jak najlepiej optymalizować koszty w firmie. A opowiada o tym Izabela Czaplewska – przedsiębiorczyni prowadząca biuro rachunkowe Wyjaśniam Finanse.41min
- Co odróżnia biznesy, którym się udaje od tych, które upadają po roku?czas czytania64minuty27.11.2024To finałowy odcinek pierwszego sezonu podcastu Rozmowy o biznesie! Michał Sadowski, założyciel Brand24, dzieli się swoimi przemyśleniami o tym, co zwiększa szanse na sukces firmy. Koniecznie posłuchaj!64min
- Stawianie granic w biznesieczas czytania32minuty13.11.2024Ola Adamczyk, założycielka Pierwszy Biznes Online, dzięki swojemu doświadczeniu mówi o tym, jak skutecznie wyznaczać granice w biznesie. Razem z Sylwią Królikowską szukają balansu między presją ze strony klientów a działaniem w zgodzie ze sobą. Koniecznie posłuchaj!32min
- Presja wiecznego rozwoju – jak sobie z nią radzić?czas czytania38minuty06.11.2024Dorota Sierakowska, założycielka Girls Money Club, opowiada, jak skutecznie radzić sobie z presją w biznesie. Jeśli więc odczuwasz emocje z nią związane - koniecznie posłuchaj tego odcinka!38min
Przeglądaj tematy
- #na startwięcej artykułów z tagiem:#na start
- #bizneswięcej artykułów z tagiem:#biznes
- #podatkiwięcej artykułów z tagiem:#podatki
- #marketingwięcej artykułów z tagiem:#marketing
- #strategiawięcej artykułów z tagiem:#strategia
- #prawowięcej artykułów z tagiem:#prawo
- #pracownicywięcej artykułów z tagiem:#pracownicy
- #księgowośćwięcej artykułów z tagiem:#księgowość
- #wideowięcej artykułów z tagiem:#wideo
- #finansowaniewięcej artykułów z tagiem:#finansowanie
- #media społecznościowewięcej artykułów z tagiem:#media społecznościowe
- #ZUSwięcej artykułów z tagiem:#ZUS
- #sprzedażwięcej artykułów z tagiem:#sprzedaż
- #markawięcej artykułów z tagiem:#marka
- #pomysł na bizneswięcej artykułów z tagiem:#pomysł na biznes
- #ekowięcej artykułów z tagiem:#eko
- #ESGwięcej artykułów z tagiem:#ESG
- #zmiany w prawiewięcej artykułów z tagiem:#zmiany w prawie
- #e-commercewięcej artykułów z tagiem:#e-commerce
- #samodzielna księgowośćwięcej artykułów z tagiem:#samodzielna księgowość
- #wsparcie dla firmwięcej artykułów z tagiem:#wsparcie dla firm
- #internetwięcej artykułów z tagiem:#internet
- #automatyzacjawięcej artykułów z tagiem:#automatyzacja
- #przewodnikwięcej artykułów z tagiem:#przewodnik
- #AIwięcej artykułów z tagiem:#AI
- #instrukcjawięcej artykułów z tagiem:#instrukcja
- #dotacjewięcej artykułów z tagiem:#dotacje
- #SEOwięcej artykułów z tagiem:#SEO
- #dokumentywięcej artykułów z tagiem:#dokumenty
- #fakturywięcej artykułów z tagiem:#faktury
- #podcastwięcej artykułów z tagiem:#podcast
- #leasingwięcej artykułów z tagiem:#leasing
- #service designwięcej artykułów z tagiem:#service design
- #oszczędnościwięcej artykułów z tagiem:#oszczędności
- #technologiewięcej artykułów z tagiem:#technologie
- #kredytwięcej artykułów z tagiem:#kredyt
- #RODOwięcej artykułów z tagiem:#RODO
- #KSeFwięcej artykułów z tagiem:#KSeF
- #bankowośćwięcej artykułów z tagiem:#bankowość
- #ochrona środowiskawięcej artykułów z tagiem:#ochrona środowiska
- #CEIDGwięcej artykułów z tagiem:#CEIDG
- #ITwięcej artykułów z tagiem:#IT
- #wynagrodzeniawięcej artykułów z tagiem:#wynagrodzenia
- #kontrahentwięcej artykułów z tagiem:#kontrahent
- #analizawięcej artykułów z tagiem:#analiza
- #google analyticswięcej artykułów z tagiem:#google analytics
- #działalność nierejestrowanawięcej artykułów z tagiem:#działalność nierejestrowana
- #ubezpieczeniewięcej artykułów z tagiem:#ubezpieczenie
- #Polski Ładwięcej artykułów z tagiem:#Polski Ład
- #umowywięcej artykułów z tagiem:#umowy
- #badaniewięcej artykułów z tagiem:#badanie
- #urlopywięcej artykułów z tagiem:#urlopy
- #długiwięcej artykułów z tagiem:#długi
- #faktoringwięcej artykułów z tagiem:#faktoring
- #USwięcej artykułów z tagiem:#US
- #płynność finansowawięcej artykułów z tagiem:#płynność finansowa
- #konkurencjawięcej artykułów z tagiem:#konkurencja
- #inwestycjewięcej artykułów z tagiem:#inwestycje
- #kosztywięcej artykułów z tagiem:#koszty
- #zakupywięcej artykułów z tagiem:#zakupy
- #webinarwięcej artykułów z tagiem:#webinar
- #zdolność kredytowawięcej artykułów z tagiem:#zdolność kredytowa
- #REGONwięcej artykułów z tagiem:#REGON
- #współpracawięcej artykułów z tagiem:#współpraca
- #SEMwięcej artykułów z tagiem:#SEM
- #gwarancjawięcej artykułów z tagiem:#gwarancja
- #BHPwięcej artykułów z tagiem:#BHP